Strony

sobota, 7 listopada 2015

Montaribaldi: Palazzina 2010

Włochy po raz czwarty - dwa razy zawędrowałem w okolice Werony, raz do Toskanii, teraz kieruję się w stronę Piemontu, by zwiedzić jedną z najsłynniejszych włoskich apelacji - Barbaresco. 

Winnica Montaribaldi powstała w 1968 roku, założona przez małżeństwo państwa Talliano, a w 1994 roku została przejęta przez ich dwóch synów. Produkuje nie tylko czerwone, białe, różowe i musujące wina, ale nawet spirytualia, a konkretnie grappę. Palazzino to wino czerwone, leżakowane przez 20 miesięcy, produkowane całkowicie ze szczepu Nebbiolo. Jak rzadko się zdarza, Montaribaldi ujawnia pewne szczegóły jego winifikacji, więc je streszczę.

Grona Nebbiolo zbierane są na przełomie września i października, w winnicy pozbawiane łodyg i miażdżone, a następnie umieszczane w tankach ze stali nierdzewnej z regulowaną temperaturą. Tam moszcz fermentuje przez tydzień w temperaturze 28-30 stopni. Po jakichś przelewaniach pozostaje w kontakcie z "fusami" i fermentuje jeszcze dwa miesiące w temperaturze 20-22 stopni. Następnie przelewane jest do dębowych beczek, tam pozostaje przez 20 miesięcy, a później przed wypuszczeniem do sklepów pozostaje 4 miesiące w butelkach.

Informacje ogólne:
Kraj: Włochy
Region: Piemont
Region winiarski: Barbaresco
Winnica: Montaribaldi
Szczep: Nebbiolo
Dojrzewanie: 20 miesięcy w beczkach dębowych
Rocznik: 2010
Alkohol: 14%
Orientacyjna cena: 130 zł

Klarowne, pozwala na wspaniałą grę rubinowych i ciemnomiedzianych przebłysków. Zapach zdominowany jest przez owoce i to dość słodkie; wiśnie, truskawki, maliny, winogrona, trochę taninowej szorstkości, wyraźny dodatek pieprzu - bardzo przyjemny, owocowy i lekki, choć z cięższymi akcentami. W smaku dalej dość słodko i owocowo - na czele wysuwają się wiśnie, pojawiają jeżyny, czarna porzeczka i anyż, zwiększa się rola dębu - poza tym jednak słodycz dostaje kontrę w sporej kwaśności i ekstremalnej, ściągającej cierpkości. Ekstremalny smak kontrastuje z łagodnym i lekkim aromatem (tym odczuwalnym w ustach) i w pewien pokrętny sposób się balansują. 

Nie jest to wino wielkie (czy stałoby się takie z czasem? niewykluczone, ale wątpię), nie jest zachwycające, ale nie potrafię znaleźć w nim wady, a ponadto jest dość oryginalne. Zestawia owocową lekkość z cierpkim ekstremum, co wypada bardzo korzystnie. 

8.0/10

wtorek, 3 listopada 2015

Lenotti: Di Carlo 2010

Po raz pierwszy wracam do jakiegoś regionu i nawet do konkretnej apelacji - padło na włoską apelację Valpolicello w regionie Werona. Ba, nawet rocznik będzie ten sam. Amarone della Valpolicella z winnicy Brigaldara było winem bardzo dobrym, ale na pewno nie w pełni satysfakcjonującym za swoją niemałą cenę.

Winnica Lenotti położona jest nad największym jeziorem Włoch, Lago di Garda, a jej historia sięga początków XX wieku. Di Carlo to jedno z najbardziej ekskluzywnych win, jakie się tam winifikuje - co roku wypuszcza się zaledwie sześć i pół tysiąca butelek tego trunku i tylko w dobrych latach. Grona są selekcjonowane, obchodzi się z nimi powoli i z uwagą, a leżakowanie trwa aż trzy lata. To robi duże nadzieje.

Informacje ogólne:
Kraj: Włochy
Region: Veneto
Region winiarski: Werona
Apelacja: Valpolicella
Winnica: Lenotti
Szczep: Corvina (70%), Rondinella (25%), Oseleta (5%)
Dojrzewanie: 3 lata
Rocznik: 2010
Alkohol: 15,5%
Orientacyjna cena: 130 zł

Jest pozornie ciemne, ale pod mocnym światłem wyzwala nieprawdopodobnie piękne rubinowe przebłyski. Bardzo intensywny zapach owocowy, łączący owocowość słodką, jeżynową, nawet zmierzającą w stronę anyżku z owocowością cięższą, bardziej matową, alkoholową. Jest też wyraźna nuta trawiasta. Jednocześnie występuje spora kwaśność, która nadaje rześkości. Aromat bardzo ładny, złożony, zbalansowany, aczkolwiek nie zachwycający. W smaku ekstremalnie "winne", w dalszym ciągu dominującą rolę odgrywają owoce, acz już dużo mniej słodkie. Robi się wręcz likierowo intensywne, napierają jednocześnie ciemne owoce, jakby ostre beczki dębowe i bardzo wysoka cierpkość, nawet niekoniecznie kwaśność, a w końcu nuta pieprzowa. Jego największą zaletą jest intensywność tych wszystkich ciekawych akcentów, aczkolwiek nie zaszkodziłaby większa subtelność; nie jest też przesadnie oryginalne.

No to póki co Valpolicella dwa razy na dwie próby pozostawiła we mnie uczucie niedosytu. Di Carlo było nawet trochę gorsze niż Amarone z Brigaldary. Huczne zapowiedzi, ale ostatecznie wino tylko dobre z plusem.

7.5/10

czwartek, 3 września 2015

Domäne Wachau: Blauer Zweigelt Terrassen 2012

Po sporej przerwie - lato nieszczególnie sprzyja winu, które odkładałem aż do dziś na rzecz piwa - powracam, by odwiedzić nowy kraj na mojej winnej mapie, Austrię. Winiarstwo i wino w tym kraju jest bardzo popularne, choć już austriackie wino nie jest tak popularne na świecie. Trafiłem na jedną z największych winnic Austrii, Domäne Wachau, położoną w niebywale malowniczym miejscu, nad brzegiem Dunaju niedaleko Wiednia (polecam zdjęcia ze strony internetowej). Rozciąga się na 440 hektarach i jak łatwo się domyślić produkuje bardzo wiele różnych win. Przypadło mi w udziale czerwone wino, powstałe w całości z austriackiego szczepu zweigelt, czasem zwanego też właśnie blauer zweigelt.

Informacje ogólne:
Kraj: Austria
Kraj związkowy: Dolna Austria
Region winiarski: Wachau
Winnica: Domäne Wachau
Szczep: zweigelt
Dojrzewanie: brak danych
Rocznik: 2012
Alkohol: 13,5%
Orientacyjna cena: 55 zł

Przepiękna, głęboko rubinowa barwa, bardzo dostojna. Zapach bardzo słodki, bardzo owocowy, jakby sok wyciśnięty świeżo z malin i wiśni (bardzo dużo wiśni), porzeczek, nawet truskawek, okraszony dość szlachetnymi nutami alkoholowymi, cukrowym, w tle akcent pieprzny; bardzo przyjemny, nietypowy i złożony zapach, naprawdę mały majstersztyk, ciepły i rześki zarazem, trochę tylko traci z czasem na intensywności. W smaku również na czele wiśnie i maliny, wzmacnia się nuta pieprzowa, dochodzi orzeźwiająca kwaśność (taka niemal cytrynowa kwaśność właśnie, a nie typowa, winna cierpkość) - tu już daleko do rewelacji z zapachu, jest troszkę płytko, ale nieźle, bardzo lekko - przyjemne wino.

Udane wino, a jak na tę cenę, to nawet bardzo udane. Zapachu nie musiałby się wstydzić nawet trunek z dużo wyższej półki, smak jest już bardziej adekwatny do ceny, acz też trzyma poziom. Lekkie, ale nie cienkie i jednocześnie przyjemne.

7.0/10

piątek, 12 czerwca 2015

La Robleria (Ventisquero): Pangea 2008

Kolejny punkt na mojej mapie to Chile, czyli najważniejszy winiarski kraj Ameryki Południowej. Wylądowałem w Colchagua Valley i winnicy La Robleria, należącej do winiarskiego koncernu Ventisquero, który mimo że funkcjonuje zaledwie od 2000 roku, ma w swoim posiadaniu aż sześć winnic w sześciu różnych apelacjach Chile. Pangea to ekskluzywna seria win w stu procentach z shiraz, opracowanych wspólnie przez Australijczyka Johna Duvala i Chilijczyka Felipe Tosso. Ostatnia Pangea pochodzi z 2010 roku, chyba z powodu długiego procesu dojrzewania, a nie z powodu jakiegoś wygaszenia serii. Mnie trafiła się wersja z 2008. Producenci podają szczegółowe informacje na temat procesu powstawania tego konkretnego wina z tego konkretnego rocznika, co jest na tyle rzadkim przypadkiem, że przytoczę je w całości w ramach ciekawostki. 

Winobranie miało miejsce między 10 a 15 kwietnia 2008 r., ok. dwóch tygodni wcześniej od poprzedniego rocznika, by uniknąć przejrzałych winogron, które mogłyby być skutkiem wyższych temperatur w marcu. Winogrona zostały też zebrane ze średnio o 20% niższych pól niż w zeszłym roku (250-300 metrów nad poziomem morza). Są mieszanką z bloków numer 14, 15 i 16, wszystkich o nachyleniu 30%. Grona najpierw przeszły przedfermentacyjną macerację w niskich temperaturach (przez 5 dni), by uwolniły najlepszy kolor i aromat. Następnie moszcz był fermentowany w tankach ze stali nierdzewnej w temperaturze między 22 a 26 stopni Celsjusza. Wino w całości dojrzewało przez 20 miesięcy w beczkach z dębu francuskiego, w połowie nowych. Następnie przez 24 miesiące dojrzewało jeszcze w butelkach. Nie było klarowane ani filtrowane.

Strasznie fajnie poznać takie konkrety przed degustacją. A teraz czas do niej przejść.

Informacje ogólne:
Kraj: Chile
Region: Libertador
Region winiarski: Colchagua Valley
Winnica: La Robleria (Ventisquero)
Szczep: shiraz
Dojrzewanie: 20 miesięcy w beczkach z dębu francuskiego (w połowie nowych), 24 miesiące w butelkach
Rocznik: 2008
Alkohol: 14,5%
Orientacyjna cena: 175 zł

Jest ekstremalnie ciemne, nieprzejrzyste poza piękną, różowawą obwódką na tafli, ale widać, że nie jest klarowne. Intensywny, ciężki, ale nie przytłaczający zapach, zdecydowanie ukierunkowany na owoce ciemne i czerwone - na pierwszym planie owoce leśne: jagody, jeżyny, trochę dalej truskawki, trochę słodkich porzeczek; z tą generalnie słodką owocowością mieszają się nuty kwaskowate, lekko cierpkie, do tego akcenty szlachetnego alkoholu i mamy aromat właściwie znakomity, aczkolwiek trochę brakuje dębu. W smaku dość radykalnie zmienia profil, jest dużo mniej słodko, dużo kwaśniej, dużą rolę odgrywa przyjemny, intensywny pieprz, niegryzący, ale charakterny. Bardzo agresywny finisz, bo kumuluje się jednocześnie intensywna taninowa cierpkość z pieprzem i innymi przyprawami oraz niemałą mocą, ale jakimś sposobem jest to bardzo przyjemny atak, na dalekim finiszu powraca jeżynowa słodycz - dość dostojne, choć nie niebywale skomplikowane.

Świetne wino, choć po cichu liczyłem na większą wybitność. Potężne, niby ciężkie, ale jednak pije się je bardzo szybko, bo jest bardzo smakowite. Nie pogardziłbym drugą butelką do wsadzenia na długie lata do piwnicy, ale drugiej mogę już nie dostać. Właśnie ruszyło Copa América i właśnie gra Chile (choć nie z Argentyną, a Ekwadorem), a ja mogę napisać, że jeśli chodzi o wino na moim blogu, to mamy wynik Chile - Argentyna 1:0.

8,5/10

sobota, 23 maja 2015

La Croix du Merle: Grand Cru 2008

Drugie Bordeaux na blogu, tym razem z odległej od Pauillac o jakieś 50 kilometrów apelacji Saint-Émilion. Niewielka winnica Château la Croix du Merle (dwa hektary) swoją stronę internetową prowadzi jedynie w języku angielskim i jedyna ciekawsza informacja, na której znalezienie wystarczyło mi zapału, to to, że uprawia się tam wyłącznie merlot. Dopadłem jedno z pierwszy win z tej winnicy, jako że funkcjonuje chyba od 2006 roku.

Informacje ogólne:
Kraj: Francja
Region: Akwitania
Region winiarski: Bordeaux
Apelacja: Saint-Émilion
Winnica: La Croix Du Merle
Szczep: merlot
Dojrzewanie: brak danych
Rocznik: 2008
Alkohol: 13,5%
Orientacyjna cena: 100 zł

Bardzo ciemne, niemal nieprzejrzyste, majestatyczne. Piękny, intensywny, stosunkowo słodki aromat, przywodzący na myśl anyż, słodkie winogrona, wiśnie, owoce leśne na czele z jagodami i jeżynami, drewno, szczyptę goździków - złożony, majestatyczny, trochę tajemniczy, a przede wszystkim bardzo przyjemny. W smaku wkracza spora (ale krótka, na finiszu szybko znika) cierpkość, ale jednocześnie zachowana zostaje ta rozkoszna, owocowa słodycz z zapachu, tutaj już przede wszystkim wiśniowo-jeżynowa; bardzo przyjemny trunek, można się jedynie przyczepić do trochę za mocnej nuty alkoholowej.

Bardzo dobre wino, podchodzące pod świetne, choć przegrywa bezapelacyjnie z Lacoste Borie z Pauillac, co było zresztą do przewidzenia. Bardzo przyjemne. Dalsze przygody z Bordeaux zapewne już niedługo.

8,0/10

piątek, 8 maja 2015

Trapiche: Medalla Cabernet Sauvignon 2011

Po raz pierwszy docieram do Ameryki Południowej, a dokładniej do Argentyny, by wypić wino z największej winnicy tego kraju, Trapiche. Strona tego przybytku nie działa, ale mają artykuł na wikipedii, który mówi, że winnica powstała w 1883 roku, a obecnie rozciąga się na potężnym obszarze 1075 hektarów. Skoro niedane jest mi dowiedzieć się czegoś konkretnego o tym winie w teorii, mogę tylko przejść od razu do praktyki.

Informacje ogólne:
Kraj: Argentyna
Prowincja: Mendoza
Region winiarski: Mendoza
Winnica: Trapiche
Szczep: cabernet sauvignon
Dojrzewanie: 18 miesięcy w beczkach z dębu francuskiego
Rocznik: 2011
Alkohol: 14,5%
Orientacyjna cena: 100 zł

Prawie nieprzejrzyste, aczkolwiek pod mocnym światłem widać nieznaczne rubinowe przebłyski - bardzo ładne, choć mogłyby być wyraźniejsze. Zapach dość łagodny, wręcz miękki, dominuje podstarzały sok z winogron, owoce leśne, truskawki, dość znacząca nuta alkoholowa; trochę mało świeży mimo dominacji owoców; niezły, ale umiarkowanie ekscytujący. W smaku mniej łagodnie, raczej nie jest kwaśne, ale cierpkie zdecydowanie; w ustach nuty owoców przemieszane ze skórą, starym drewnem, od przełknięcia spore ilości tanin i pieprzu; bardzo konkretne wino, ale trochę za proste, żeby nie powiedzieć zbyt ordynarne - finisz to trochę dębu, taniny i alkohol, może odrobina wiśni. 

Niezłe wino, tylko niezłe, za tę cenę spodziewałbym się czegoś dużo lepszego. Otrzymuje miejsce dziesiąte na dwanaście. Możliwe, że z czasem byłoby lepsze, ale cztery lata to w miarę dużo, żeby alkohol się porządnie ułożył. Tu wyszło trochę za ciężko, choć na pewno jest to pozytywne wino.

6,5/10

czwartek, 7 maja 2015

Béres: Vitis Tokajensis Aszú 5 puttonyos 2005

W końcu jakieś wino białe trafi na bloga, w końcu też docieram na Węgry i oczywiście do krainy Tokaju. Rodzina Béres zakupiła tereny winiarskie w pobliżu wsi Erdőbénye w 2002 roku - przy czym aż tak rodzinnie to teraz nie jest, w "zespole" prezentowanym na stronie internetowej znajduje się tylko jedna osoba o tym nazwisku. Obecnie winnica rozciąga się na 45 hektarów, a produkuje łącznie około stu tysięcy butelek kilku różnych win rocznie. Przypadła mi do degustacji wersja Aszú 5 puttonyos (zawartość cukru od 120 do 150 g/l).

Informacje ogólne:
Kraj: Węgry
Komitat: Borsod-Abaúj-Zemplén
Region winiarski: Tokaj
Winnica: Béres
Szczep: furmint
Dojrzewanie: brak danych
Rocznik: 2005
Alkohol: 10%
Orientacyjna cena: 150 zł

Jest bardzo ładne, zda się wręcz cytrynowe, w pełni klarowne. Cudownie świeży zapach owoców, przede wszystkim jabłka, trochę soku z białych winogron i delikatne akcenty gruszkowe, lekko cydrowe i szampańskie, bardzo orzeźwiające i zachęcające, chociaż mogłoby być odrobinę bardziej intensywne, niemniej wspaniałe. W smaku świetne połączenie słodyczy z kwaskowatością; doprawdy bardzo jabłkowe, poziom słodyczy jest wysoki, ale ani trochę nie męczący, jest to słodycz idealnie wyważona, dobrze zrównoważona kwaskowatością, na wczesnym finiszu również bardzo delikatnymi akcentami cierpkimi. Niesamowicie łagodne, lekkie - symfonia, idealne jest początkowe uderzenie w usta, świetny jest również w dalszym ciągu delikatny, ale bardzo wyrazisty finisz. Niebywale dobrze ukryty alkohol, wręcz niebezpiecznie. Co ciekawe, jest minimalnie wysycone.

Pierwsze wino białe i od razu bomba. Jak Anaperenna i Solare były genialne, ale trudne, ciężkie, zwłaszcza to pierwsze, tak tutaj mamy wspaniałe połączenie geniuszu z lekkością. Mimo wszystko za wymienionymi dwoma ten zacny tokaj ląduje na ostatnim miejscu podium dotychczasowych degustacji.

9,5/10

poniedziałek, 23 marca 2015

Val d'Orbieu: Oucitan Corbières Rosé 2011

Okrągłą liczbę dziesięciu win (poszło dużo szybciej niż planowałem, miało być jedno wino na miesiąc, są średnio prawie dwa) przedstawionych na blogu uczczę przewrotnie najmniej ekskluzywnie zapowiadającym się ze wszystkich dotychczasowych win. Póki co trafiałem na same okazy z wysokiej półki cenowej - piję na tyle rzadko, że staram się wybierać raczej potencjalnie wybitne okazy - ale kiedy doszło do zachodniej Langwedocji, najciekawsze wino, jakie znalazłem, okazało się kosztować niespełna trzydzieści złotych. No i dobrze - może i nie mam czasu na picie słabych win, ale po pierwsze trzydzieści to jeszcze nie tak mało, a po drugie przyda się punkt odniesienia.

Trafiłem do jednej z popularniejszych apelacji regionu, Corbières. Wino, które wpadło mi w ręce, jest produktem koncernu Val d'Orbieu i specjalnie szczegółowych informacji o nim ciężko się doszukać, nie wykluczam nawet, że jest specjalnie robione dla polskiej Almy i może jej odpowiedników w innych krajach. No to do rzeczy.

Informacje ogólne:
Kraj: Francja
Region: Langwedocja-Roussillon
Region winiarski: Zachodnia Langwedocja
Apelacja: Corbières
Winnica: brak danych
Szczep: shiraz (40%), grenache (30%), carignan (20%), mourvèdre (10%)
Dojrzewanie: brak danych
Rocznik: 2011
Alkohol: 13%
Orientacyjna cena: 30 zł
 
Bardzo ładna, głęboko rubinowa barwa, klarowne. Zapach dość prosty, słodki, ale całkiem przyjemny - trochę truskawek, trochę winogron, trochę łodygowy - niezbyt ekscytujący, ale w porządku. W smaku jest zdecydowanie lepiej: do dość płaskiej słodyczy z zapachu dochodzi przyjemna, nie za duża kwaskowatość, niekoniecznie cierpkość, raczej coś w stylu niedojrzałych czereśni; jednocześnie przeszkadza trochę ordynarna nuta alkoholowa. Finisz dość mało intensywny, przyjemny, ale zupełnie nieekscytujący.

Wino dość dobrze się pije (niewiele gorzej niż trzy razy droższe Buzet, które niedawno piłem), ale nie jest przesadnie ciekawe - właściwe prawie w ogóle nie jest ciekawe. Za tę cenę całkiem w porządku, chociaż wolę wypić kupić jedno wybitne Bordeaux niż pięć takich to szaraczków.

6,0/10

Domaine du Père Caboche: Châteauneuf-du-Pape Rouge 2011

Czwarte już francuskie wino na blogu, tym razem odwiedzam południową dolinę Rodanu i jej najsłynniejszą apelację, Châteauneuf-du-Pape, zawdzięczającą swą nazwę ruinom papieskiej letniej rezydencji. Domaine du Père Caboche to niesamowity rodzinny interes, prowadzony przez rodzinę, a właściwie ród Boisson od 1777 roku, który chwali się nie tylko wspaniałą tradycją, ale też ponad stuletnimi krzewami winorośli. Winifikują kilka różnych win, ale czołowa produkcja to właśnie czerwone Châteauneuf-du-Pape, którego jeden z roczników trafił w moje ręce. Wino powstało z aż trzynastu różnych szczepów winorośli, choć trzy z owych trzynastu stanowią 95%.

Informacje ogólne:
Kraj: Francja
Region: Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże
Region winiarski: Południowa dolina Rodanu
Apelacja: Châteauneuf-du-Pape
Winnica: Domaine du Père Caboche
Szczep: grenache (60%), shiraz (25%), mourvèdre (10%), cinsault, counoise, muscardin, vaccarèse, terret noir, bourboulenc, clairette, grenache blanc, roussanne i picpoul (5%) - 60-70-letnie krzewy
Dojrzewanie: 12-14 miesięcy w dębowych beczkach (50% nowych i 50% starych)
Rocznik: 2011
Alkohol: 15%
Orientacyjna cena: 130 zł
 
Mieni się dość jasnym odcieniem rubinu. Bardzo miły, słodki zapach - poziomki, truskawki i porzeczki wręcz rzucają się na nas, poza tym nie do końca sfermentowany sok z winogron, nuta kwiatów, tylko szczypta cierpkości, świetnie maskuje alkohol: zapach niesamowicie barwny, może nie genialny, ale bardzo przyjemny, a poziomki są naprawdę niespotykanie ewidentne. W smaku dalej dość słodko, ale jednocześnie występują bardzo intensywne nuty przyprawowe, które sprawiają, że wino jest jednocześnie bardzo intensywne i nienachalne (przechodzą wręcz w nuty ziołowe) - na finiszu przyprawy całkowicie już dominują, spychają na dalszy plan owoce, pojawia się też wyraźna, aczkolwiek nieprzesadzona cierpkość, trochę szorstka. 

Wino bardzo wyraziste, ale dość łagodne, nie jest genialne, ale na bardzo, bardzo wysokim poziomie. Nie dorównało absolutnie winom z Bordeaux i Burgundii, ale w przeciwieństwie do ostatnio degustowanego Buzet nawiązało z nimi przynajmniej walkę i będę nosił w pamięci tę apelację.

8,5/10

czwartek, 19 marca 2015

Château Tournelles: Vintage 2010

Wracam do Francji, tym razem udając się w nieco mniej osławione rejony, do regionu zwanego po prostu południowo-zachodnią Francją - tuż przy Bordeaux, ale jednak nie Bordeaux. Nie sądziłem, że w ogóle znajdę w Polsce jakieś wino stamtąd, ale udało się - trafiłem na okaz z może niekoniecznie nawet z czołowej apelacji tego regionu, Buzet. O samej winnicy, wchodzącej w skład kilkunastu różnych winnic jakiegoś większego podmiotu, znalazłem informacji bardzo mało i w dodatku po francusku, podobnie jak o samym winie, więc nie pozostaje mi nic innego, jak przejść do degustacji.

Informacje ogólne:
Kraj: Francja
Region: Akwitania
Region winiarski: Południowy zachód Francji
Apelacja: Buzet
Winnica: Château Tournelles
Szczep: cabernet sauvignon, cabernet franc, merlot, malbec
Dojrzewanie: brak danych
Rocznik: 2010
Alkohol: 14%
Orientacyjna cena: 90 zł

Bardzo klarowne, o pięknej, głęboko rubinowej barwie. Pachnie bardzo świeżo, zdecydowanie kładzie nacisk na owoce, przede wszystkim leśne, ale też truskawki, w stosunkowo małej ilości winogrona, troszeczkę beczki - bardzo ładne, ale dość nieskomplikowane. W smaku dużo bardziej agresywne, bardzo, bardzo cierpkie, na tyle, że wydaje się wręcz lekko gorzkie; jakby tego było mało wchodzi tez intensywny akcent pieprzowy i mocno wyczuwalny alkohol, przez co jest nieco nieułożone; również bardzo intensywny finisz, choć już jest przyjemniejsze niż w ustach, powracają owoce, ale są już jakby mniej świeże, bardziej przefermentowane, a jednocześnie utrzymują się lekkie nuty pieprzne i przyprawowe - na przełyku wprost pikantne.

Solidne wino, ale bez rewelacji, bo chyba nie jest za młode. Nie można mu odmówić wyrazistości, ale jest w niej za bardzo nieokrzesane, zbyt agresywne. Bardzo odstaje od wcześniej degustowanych francuskich win z Bordeaux i Burgundii.

6,5/10

niedziela, 22 lutego 2015

Capannelle: Solare 2000

Pozostaję we Włoszech i uderzam na legendarny region Chianti, jeśli nie najlepszy, to prawdopodobnie najpopularniejszy region winiarski tego kraju, słynący nie tylko z wybitnych win, ale i przepięknych, sielskich krajobrazów.

Winnica Capanelle stanowi własność Jamesa Sherwooda, amerykańskiego biznesmena, właściciela luksusowych hoteli i linii kolejowych. Korporacyjnego ducha czuć także na stronie winnicy, powstałej w 1974 roku, rozciągającej się na powierzchni dwudziestu hektarów. Winifikuje się tu co roku pięć różnych win, w tym jedno Chianti Classico (a poza tym produkuje oliwę z oliwek). Ja na to najwyższe rangą wino się nie załapałem, ale za to to, które trafiło w moje ręce, jest aż z 2000 roku.

Informacje ogólne:
Kraj: Włochy
Region: Toskania
Region winiarski: Chianti
Winnica: Capannelle
Szczep: sangiovese (80%) i malvasia nera (20%)
Dojrzewanie: 12-14 miesięcy w beczkach z dębu Allier, Nevers i Troncais
Rocznik: 2000
Alkohol: 13%
Orientacyjna cena: 175 zł

Ciemne, nieprzejrzyste, z minimalnymi rubinowymi przebłyskami po bokach. Zapach jest niesamowicie przyjemny, bardzo mocno owocowy, kwaśny, ale nie cierpki, z dużą dawką słodyczy; owoce leśne, zwłaszcza jeżyny, nawet jagody, truskawki tworzą tę słodką ścianę aromatu, natomiast winogrona dokładają kwaśną - w połączeniu wychodzi prawie idealny zapach, bardzo żywy, niekoniecznie bardzo rześki, ciepły, łagodny, ale bardzo wyrazisty, aż nie chce się oderwać nosa od kieliszka; symfonia. W smaku znacznie zwiększa się cierpkość, ale w dalszym ciągu jest ona, mimo swojej wysokości, nieagresywna, może dlatego, że ciągle obecna jest taka naturalna, owocowa słodycz; na finiszu piękny posmak świeżego soku winogronowego, do tego szlachetne nuty dębowej beczki i wychodzi smak może odrobinę mało złożony (z drugiej strony plejada owoców, jakie tutaj występują jest niespotykanie barwna i różnorodna), ale naprawdę wyśmienity; lepszego wina chyba nie piłem.

Genialne wino, lepsze nawet od Anaperenny i tym samym najlepsze w moim życiu. Odmówię mu najwyższej noty, choć długo się wahałem - sądzę, że mogłoby być mimo wszystko jeszcze lepiej. A więc, póki co, Toskania górą i ze zniecierpliwieniem będę czekał na następne degustacje win z tego regionu.

9,5/10

sobota, 14 lutego 2015

Brigaldara: Amarone della Valpolicella classico 2010

Dziś - po Francji, Hiszpanii i Portugalii - zaliczam kolejny winiarski kraj Europy, Włochy, z którymi może się równać chyba tylko ten pierwszy wymieniony. Podobno ciężko o bardziej zróżnicowane pod względem wina państwo i "włoskie wino" nie oznacza jeszcze nic, od razu dodaję więc, że udaję się do apelacji Valpolicella w prowincji Werona, najbardziej produktywnego obszaru winiarskiego Włoch.

Winnica La Brigaldara produkuje swoje wino od 1979 roku i nie przesadza z ilością informacji na swój temat na stronie internetowej. Z ciekawszych faktów można przytoczyć ten, że nie zajmuje się tylko winem, ale również oliwą z oliwek i truflami. Rozciąga się na pięćdziesięciu hektarach i każdego roku wydaje na świat około dwustu pięćdziesięciu tysięcy butelek wina. Jednym z dziesięciu różnych win tutaj winifikowanych jest Amarone della Valpolicella classico i nim chyba szczególnie się chwalą.

Informacje ogólne:
Kraj: Włochy
Region: Veneto
Region winiarski: Werona
Apelacja: Valpolicella
Winnica: Brigaldara
Szczep: corvinone (50%), corvina (20%), rondinella (20%), inne (10%)
Dojrzewanie: do 30 miesięcy
Rocznik: 2010
Alkohol: 17%
Orientacyjna cena: 150 zł

Jest bardzo klarowne, ciemno-bordowe, pod mocnym światłem piękne prześwity rubinowe, bardzo ładne. Aromat stanowi połączenie całkiem świeżych akcentów owocowych (nawet bardziej wyczuwalne są owoce leśne niż winogrona) z cierpkimi, szlachetnymi nutami skóry i drewna; ta owocowa sfera wiąże się z pewnym bardzo oryginalnym zapachem przypominającym trawę i łodygi;  bardzo duże ilości porzeczek, również ziemistości. W smaku znacznie zwiększa się cierpkość, jest wręcz niespotykanie taninowe, jednocześnie nawiązuje do tego wszystkiego, co było w aromacie; w dalszym ciągu bardzo duże ilości owoców, sporo też skóry, natomiast zmniejsza się udział drewna, co działa trochę na niekorzyść; w dalszym ciągu dużo ziemi; nieco za bardzo alkoholowe; bardzo przyjemne rzeczy dzieją się na zaawansowanych finiszu, kiedy owoce powracają już bez cierpkości, są wręcz słodkie, nawet jakby lekko czekoladowe.

Byłoby świetne, może nie genialne, ale świetne, gdyby trochę stonować ten alkohol. Żałuję trochę, że nie potrzymałem go dłużej. Dobre, ale z dotychczasowych sześciu win to było najmniej satysfakcjonujące - dopiero po raz pierwszy się nie zachwyciłem, więc nie ma na co narzekać.

7,5/10

środa, 4 lutego 2015

Louis Latour: Santenay 2002

Trafiam póki co na wina z niemal wyłącznie legendarnych regionów. Było już Bordeaux, będzie i Burgundia (czy też Bourgogne, jako że winiarze z tego regionu postulują o nietłumaczenie jego nazwy), powszechnie uważana właśnie obok Bordeaux za najwybitniejszy region winiarski świata.

Winnica Louis Latour to nie byle kaliber, swoją historią sięga do 1731 roku, gdy Denis Latour wszedł w posiadanie obszarów uprawnych winorośli w Côte de Beaune, jednym z podregionów Burgundii. W 1797 jego wnuk, Louis, założył winnicę i maison (posiadłość) pod nazwą, która przetrwała do dziś, a jej trwałość jest zagwarantowana w specyficzny sposób - otóż od tamtych czasów nieustannie własność przechodzi z ojca na syna, przy czym większość otrzymywała właśnie imię Louis. Obecnie winnicą, która posiada czterdzieści osiem hektarów ziemi w różnych apelacjach, zarządza siódmy Louis, który stanowi jedenaste pokolenie od założyciela. Rodzinny biznes pełną gębą, nawet z najbardziej sceptycznym podejściem ciężko tego nie docenić. Dla mnie, chociaż człowiekiem jestem zupełnie nierodzinnym, a tzw. wartości rodzinne raczej nie są dla mnie wartościami specjalnie pociągającymi, jest to coś niesamowitego i pięknego i w dużej mierze zazdroszczę kolejnym Louisom ich życia. Mieć świadomość tak bardzo bezpośredniego kontynuowania czegoś, co zaczęło się jeszcze w czasach rewolucji francuskiej - to musi być niezwykłe uczucie. Oto jest przedsiębiorstwo, które faktycznie może mówić o czymś takim jak misja. 

Nie wiem, jak to robią, ale winifikują około stu trzydziestu różnych win każdego roku, z czego czerwone opierają się na pinot noir, a białe na chardonnay. Potęga. Mi wpadł w ręce 2002 rocznik wina o prostej, pochodzącej od podregionu nazwie Santenay.

Informacje ogólne:
Kraj: Francja
Region: Burgundia
Region winiarski: Burgundia
Apelacja: Santenay
Winnica: Louis Latour
Szczep: pinot noir (ok. 30-letnie krzewy)
Dojrzewanie: 10-12 miesięcy
Rocznik: 2002
Alkohol: 13,5%
Orientacyjna cena: 150 zł

Przepiękna, ciemnomiedziana barwa, wyjątkowa zmienność w zależności od naświetlenia - miejscami jest czarne, a miejscami wprost czerwone, świetliste. Zapach drewna jest dominujący, nawet niekoniecznie dębowej beczki, ale choćby szafy; współgrają z tym nuty skórzane, a to wszystko umieszczone jest na ani ciężkiej, ani lekkiej podbudowie winogronowej - zapach jest bardzo szorstki, bardzo matowy, wyraźnie, ale wcale nie mocno kwaskowaty, znajduje się w nim też nuta eleganckiej słodyczy; z pozoru wydaje się trochę nieprzystępny, ale uzależnia, piękny. Nieśmiała w zapachu cierpkość bardzo narasta w ustach - naprawdę można powiedzieć, że nie jest kwaśne, tylko bardzo cierpkie, taninowe, szorstkie; potężne. Poza ziemistą, w dalszym ciągu nieco skórzaną cierpkością jest również agresywny akcent przyprawowy, wręcz pikantny. Początkowy finisz niezwykle intensywny, jest bardzo wymagające, ale jednocześnie niezwykle satysfakcjonujące. Wyśmienite, choć do doskonałości jeszcze kawałek.

W starciu Bordeaux z Burgundią mamy remis. Jakbym musiał wybrać jedno... to też nie wiem, choć z pistoletem przyłożonym do głowy - jednak to z Bordeaux. Znakomite, wspaniałe wino, ale wciąż nic nie może pobić ani dorównać australijskiej Anaperennie z pierwszej degustacji. Do Burgundii wrócę zapewne szybko.

9,0/10

niedziela, 18 stycznia 2015

Taylor's 10 Year Old Tawny

Nie mam za dużo wspomnień z winem - w sumie odkąd zacząłem prowadzić tego bloga, nazbierało się już takich wyrazistych wspomnień więcej niż wcześniej było (zasługa w tym dużych butelek, które może nie wymuszają, ale skłaniają mocno do degustacji w wieloosobowym gronie). Z poprzednich natomiast moje pierwsze i chyba najciekawsze z zewnętrznego punktu widzenia wspomnienie to wizyta w Porto, winiarskiej stolicy Portugalii. Nie pamiętam dużo, miałem wtedy jedenaście lat, ale zwiedziłem wraz z siostrą i rodzicami piwnice Taylora, jednego z dwóch największych producentów wina porto. Do dziś nie wymazałem z pamięci obrazu gigantycznych, przytłaczających, dębowych beczek w mrocznych magazynach i do dziś nie wyrzuciłem dwóch małych buteleczek porto Taylora w drewnianym pudełku, które przywiozłem sobie jako pamiątkę z tego miejsca. Niestety o winie wiedziałem wtedy tak wiele, że niedługo potem otworzyłem je, by spróbować po łyku, a resztę zostawiłem na lepszą i bardziej dorosłą okazję, nie wiedząc, że się niedługo popsują.

Tyle wspomnień. Jeśli chodzi o Taylora, to historia tej firmy zaczęła się w 1692 roku, gdy założył ją w Portugalii angielski kupiec Job Bearsley. Joseph Taylor stał się współwłaścicielem przedsiębiorstwa dopiero na początku XIX wieku. Historia tego producenta jest tak długa i obszerna, że nie będę silił się na jej przytaczanie - można ją poznać w szczegółach na oficjalnej stronie internetowej. Taylor, posiadając obecnie cztery winiarnie w Douro, produkuje bardzo dużą liczbę różnych porto, z czego najsłynniejsze są te klasyfikowane jako vintage. Ja trafiłem na jedno z kategorii "bogatych i łagodnych", najmłodsze, dziesięcioletnie, zabutelkowane w 2013 roku. Jest przeznaczone do wypicia od razu po zabutelkowaniu, nie ma więc się co bawić w starzenie, czas je wypić.

Informacje ogólne:
Kraj: Portugalia
Region: Norte
Region winiarski: Douro
Winnica: brak danych
Producent: Taylor
Szczep: brak danych
Dojrzewanie: 10 lat w dębowych beczkach
Rocznik: nierocznikowe, z 2003 roku
Alkohol: 20%
Orientacyjna cena: 150 zł

Kolor ciężko jednoznacznie zdefiniować, jest z pozoru ciemnoczerwony, pod mocniejszym światłem robi się miedziany lub szkarłatny - przepiękny, bardzo świetlisty i złożony wygląd. Od samego początku bardzo mocno udziela się zapach brandy, którego głównym składnikiem jest mocno palony karmel, jest też obecna owocowa rześkość: trochę winogron, ale również jabłko, może trochę gruszki i wiśni; zdecydowanie słodki aromat, dość ciężki, ale nie ociężały. Występuje również przyjemna, nie za wysoka kwaskowatość; wszystko otoczone jest intensywnym zapachem dębowej beczki. W smaku pozostaje słodycz a la brandy, jednocześnie robi się znacznie bardziej owocowe niż w aromacie, co w wyniku daje wino o słodyczy bardzo wysokiej, ale też bardzo przyjemnej, takiej właśnie owocowej, młodej i zwiewnej. Niezwykle przyjemny finisz, który łączy klasyczną cierpkość czerwonego wina z mocno palonym destylatem - wspaniałe, idealne do delektowania się nim powoli, przez cały wieczór zimowy lub jesienny.

Kolejne piękne wino, ciekawe, kiedy trafię na coś niesatysfakcjonującego. Co oczywiste, zupełnie inne od wszystkich poprzednich, znacznie bardziej degustacyjne, rozgrzewające, trzeba dać mu czas. Mimo wszystko spory kawał drogi od potencjalnej doskonałości, ale jeśli dziesięcioletnie jest tak świetne, to ciekawe, jak cudne muszą być starsze wersje.

8,5/10