Strony

środa, 4 lutego 2015

Louis Latour: Santenay 2002

Trafiam póki co na wina z niemal wyłącznie legendarnych regionów. Było już Bordeaux, będzie i Burgundia (czy też Bourgogne, jako że winiarze z tego regionu postulują o nietłumaczenie jego nazwy), powszechnie uważana właśnie obok Bordeaux za najwybitniejszy region winiarski świata.

Winnica Louis Latour to nie byle kaliber, swoją historią sięga do 1731 roku, gdy Denis Latour wszedł w posiadanie obszarów uprawnych winorośli w Côte de Beaune, jednym z podregionów Burgundii. W 1797 jego wnuk, Louis, założył winnicę i maison (posiadłość) pod nazwą, która przetrwała do dziś, a jej trwałość jest zagwarantowana w specyficzny sposób - otóż od tamtych czasów nieustannie własność przechodzi z ojca na syna, przy czym większość otrzymywała właśnie imię Louis. Obecnie winnicą, która posiada czterdzieści osiem hektarów ziemi w różnych apelacjach, zarządza siódmy Louis, który stanowi jedenaste pokolenie od założyciela. Rodzinny biznes pełną gębą, nawet z najbardziej sceptycznym podejściem ciężko tego nie docenić. Dla mnie, chociaż człowiekiem jestem zupełnie nierodzinnym, a tzw. wartości rodzinne raczej nie są dla mnie wartościami specjalnie pociągającymi, jest to coś niesamowitego i pięknego i w dużej mierze zazdroszczę kolejnym Louisom ich życia. Mieć świadomość tak bardzo bezpośredniego kontynuowania czegoś, co zaczęło się jeszcze w czasach rewolucji francuskiej - to musi być niezwykłe uczucie. Oto jest przedsiębiorstwo, które faktycznie może mówić o czymś takim jak misja. 

Nie wiem, jak to robią, ale winifikują około stu trzydziestu różnych win każdego roku, z czego czerwone opierają się na pinot noir, a białe na chardonnay. Potęga. Mi wpadł w ręce 2002 rocznik wina o prostej, pochodzącej od podregionu nazwie Santenay.

Informacje ogólne:
Kraj: Francja
Region: Burgundia
Region winiarski: Burgundia
Apelacja: Santenay
Winnica: Louis Latour
Szczep: pinot noir (ok. 30-letnie krzewy)
Dojrzewanie: 10-12 miesięcy
Rocznik: 2002
Alkohol: 13,5%
Orientacyjna cena: 150 zł

Przepiękna, ciemnomiedziana barwa, wyjątkowa zmienność w zależności od naświetlenia - miejscami jest czarne, a miejscami wprost czerwone, świetliste. Zapach drewna jest dominujący, nawet niekoniecznie dębowej beczki, ale choćby szafy; współgrają z tym nuty skórzane, a to wszystko umieszczone jest na ani ciężkiej, ani lekkiej podbudowie winogronowej - zapach jest bardzo szorstki, bardzo matowy, wyraźnie, ale wcale nie mocno kwaskowaty, znajduje się w nim też nuta eleganckiej słodyczy; z pozoru wydaje się trochę nieprzystępny, ale uzależnia, piękny. Nieśmiała w zapachu cierpkość bardzo narasta w ustach - naprawdę można powiedzieć, że nie jest kwaśne, tylko bardzo cierpkie, taninowe, szorstkie; potężne. Poza ziemistą, w dalszym ciągu nieco skórzaną cierpkością jest również agresywny akcent przyprawowy, wręcz pikantny. Początkowy finisz niezwykle intensywny, jest bardzo wymagające, ale jednocześnie niezwykle satysfakcjonujące. Wyśmienite, choć do doskonałości jeszcze kawałek.

W starciu Bordeaux z Burgundią mamy remis. Jakbym musiał wybrać jedno... to też nie wiem, choć z pistoletem przyłożonym do głowy - jednak to z Bordeaux. Znakomite, wspaniałe wino, ale wciąż nic nie może pobić ani dorównać australijskiej Anaperennie z pierwszej degustacji. Do Burgundii wrócę zapewne szybko.

9,0/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz