Strony

piątek, 17 października 2014

Wstęp

Od czego zacząć?

Po trzech latach intensywnego zgłębiania świata piwa oraz dwóch latach bardzo powierzchownego zgłębiania świata mocnych alkoholi, w szczególności starzonych w drewnie, a w jeszcze większej szczególności whisk(e)y; po ciężko powiedzieć jak długim czasie utrzymywania, że w obliczu zainteresowania tamtymi dwoma na wino nie ma w moim życiu miejsca, a może zresztą to w ogóle nie jest moja para kaloszy i obejdę się bez romansu z nim - po tym, mówię, czasie, pękam w końcu i postanawiam jeśli nie szczegółowo zgłębić, to przynajmniej porządnie liznąć świat przefermentowanego soku z winogron.

Do pęknięcia doprowadziły chyba dwa wydarzenia. Pierwsze z nich miało miejsce na parę dni przed gwiazdką 2012 roku, kiedy wraz z moją wspaniałą dziewczyną urządziliśmy sobie wieczór z winem. Do mojej roli przypadł wówczas wybór zaopatrzenia. Przemierzając sklepowe półki, po raz pierwszy przyglądając się bliżej butelkom tego trunku, po raz pierwszy poznając jakieś podstawowe podstawy - wtedy to zostałem oczarowany tak, jak wcześniej byłem pośród sklepowego bogactwa piw i whisky, do wina jakoś nie czując żadnego pociągu. Oczarowanie zwiększyła degustacja jakiegoś wymagającego, wytrawnego czerwonego z Toskanii na jakże pamiętnym wieczorze w jakże wyśmienitym towarzystwie. Wtedy pomyślałem, że kiedyś muszę - a przynajmniej chcę - poznać ten świat, ale na tym stanęło. Drugie wydarzenie jest świeże i bezpośrednio doprowadziło do założenia tego bloga, a było nim spróbowanie niecały miesiąc temu podobnie wytrawnego i czerwonego wina z Sycylii podczas wakacji we Włoszech (choć w zupełnie innym niż Sycylia miejscu).

Ale przyczyny w sumie nie mają większego znaczenia. Po prostu wino zafascynowało mnie na tyle, że postanowiłem już teraz zacząć z nim obcować, próbując, opisując, robiąc zdjęcia, wystawiając jakąś tam ocenę (21 równomiernie rozłożonych ocen od 0.0/10 do 10/10). Początkowe założenie: jedno w miesiącu. Raczej nie więcej, bo naturalnie idzie za tym ograniczenie ilości próbowanego piwa, do którego mi wciąż bez porównania bliżej (i bardzo mało prawdopodobne, by się to zmieniło). Może być, że rzadziej, bo jakiś przeklęty ekstrawertyk uparł się nie wiadomo jak dawno temu, by ładować wino w butelki o pojemności 750 mililitrów, przez co ktoś, kto chce samotnie zdegustować sobie lampkę czy dwie, znajduje się w fatalnym położeniu i mogą się trafić długie okresy bez ani jednej okazji do rozłożenia tej katastrofalnej ilości na więcej osób.

Jestem całkowitym laikiem, wypiłem w życiu bardzo mało wina i jeżeli ktoś na tego bloga jakimś cudem trafi, to proszę nie oczekiwać ode mnie profesjonalnego słownictwa, obeznania w tym świecie; proszę darować błędy i nietrafione spostrzeżenia. Chcę się czegoś nauczyć na tej drodze, ale obecnie nie wiem prawie nic. Siedząc po uszy w piwie, nie mam też za dużo czasu na naukę inną niż poprzez doświadczenie, a doświadczenia - jak napisałem wyżej - będą dość rzadkie.

Tyle gadania, do zobaczenia przy pierwszym wpisie merytorycznym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz